Można w drużynie kogoś lubieć lub nie. Generalnie nie ma to znaczenia kiedy przychodzi do meczu. Tak mówią sobie amatorzy w amatorskich ligach. Ten Czesiu który wszystkich wkurwia.... ale strzelił przecież ostatnio 2 bramki jest w sumie "w porzo". Wybiegając jesteśmy jako drużyna razem i jeździmy na dupskach.
Kurde. Patrząc na Lecha widzę "pospolite ruszenie". Ludzi którzy dziś wstając złóżka patrzą w kalendarz i widząc wpisane "na dzisiaj" -MECZ Z GÓRNIKIEM ZABRZE. Myślą sobie - osz kurwa... dzisiaj? Poważnie? Po co? Znowu będą na nas gwizdać. No tak, ale NIKT nie gwiżdże na piłkarzy wygrywających. Jakie to proste.
Lecha to zbieranina a nie drużyna ( o jaki ładny rym). Turyści- Rogne ( znowu "drobna kontuzja" w 91 minucie) Johanssonn ( no coś trzeba robić by skasować, na przykład pobiegać) Ramirez ( no ludzie przecież mam dobre chęci) Sykora ( jestem zajebisty bo byłem w kadrze Czech). To ci co od razu mi przychodzą na myśl. Lech to dzisiaj nie "moja drużyna"- to taka "wynajęta obsługa meczu". Taka co patrzy na zegarki czekając kiedy wreszcie przyjdzie godzina zakończenia przyjęcia i będzie można wziąć prysznic, skasować i pójść do chaty.
No i do tego "kowalska technika" gwiazdorów, gdy "piłka nie chce słuchać" ( no jebana głupia piłka! Jej wina) i zamiast "skleić się do stopy" wybiera się na parometrową wycieczkę .... w nieznane (Puchacz,Sykora, Ramirez ... i inni).
Chaos. Patrzenie na boiskowy zegar kiedy się TA MĘKA SKOŃCZY. A rywal ( patrz 2 połowa meczu) daje radę, piłki "trafiają do adresata".
I pomyśleć, że ONI TYM zarabiają na życie! Na szczęście oglądałem mecz w necie na tzw "portalu internetowym" za free więc strata to tylko strata czasu.
Komentarze
Prześlij komentarz